Dzisiaj było tak: mały siedział na piankowej macie i bawił się w najlepsze, mama postanowiła niepostrzeżenie na sekundy się oddalić, gdy wróciła mały stał przy kwiatku (juka w wysokiej doniczce) po łokcie ubabrany w ziemi, buzia cała czarna również.
Trochę chyba zjadł.
Muszę gdzieś przestawić ten kwiatek bo Filip uwielbia wstawać, trzymając się doniczki, a listkami i ziemią nie pogardzi paproch mały.
Pogoda piękna więc dużo spacerowaliśmy, byliśmy też na placu zabaw ze starsza kuzynką Filipa, niemal pięcioletnią już Mają (o Boże, kiedy to zleciało). Podczas gdy Maja zjeżdżała na zjeżdżalni i nawiązywała nowe znajomości, Filip przyglądał się dzieciom, będąc wyraźnie zafascynowany. Szczególne wrażenie zrobił na nim chłopiec z łopatką, który z pasją kopał w piachu, tworząc "nową drogę dla samochodów", syn mój nie mógł oderwać od niego wzroku. Zjeżdżająca Maja również była niecodziennym zjawiskiem.
Hahahah:) No tak, kwiatki są najlepsze pod nieobecność matki:D
OdpowiedzUsuńO tak :)
UsuńTe dzieciaszki, co do rączki to do buzi
OdpowiedzUsuńDokładnie :)
UsuńA z dietetycznych rewelacji pewnie nie jest jeszcze ostatnia ;)
OdpowiedzUsuńPewnie masz rację :)
UsuńMój raz dorwał kamienia po remoncie. Gdzieś się uchował, a on go znalazł! Na szczęście udało się go wyjąć! ufffffffffffff
OdpowiedzUsuńCałe szczęście. Nasz pewnie też jakby znalazł kamień, to do buzi by wkładał od razu. Ostatnio spróbował kasztana.
OdpowiedzUsuń